wtorek, 20 października 2015

Rozdział 3

Nastawiałam drzemkę na 5 minut chyba 10 razy. Wreszcie olałam zmęczenie i leniwie wyczołgałam się z łóżka. Zwyczajna poranna rutyna. Zeszłam na dół, żeby zaparzyć kawę. Na stoliku znalazła się kartka, a na niej lekarskim pismem:
Cześć, kochanie, usmażyłem naleśniki, są w lodówce, musiałem wcześniej wyjść do pracy.
Wypchaj się naleśnikami- mruknęłam. Niestety chyba na głos. Bo schodzący na dół Malcolm spojrzał na mnie z zaciśniętymi ustami. Olałam to i przyszykowałam śniadanie.
-Obudziłeś Susie?- zapytałam nadal nieco skrępowana tym co usłyszał.
-To dziecko nie śpi od piątej- burknął wyraźnie z tego faktu nie zadowolony.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliłam. Ruszyłam powoli na górę po Susie. Bawiła się pluszakami.

Lekcje rozpoczynaliśmy od wychowawczej. Młody wuefista ledwo był w stanie usiedzieć. 
-Nie będę wam przynudzał, wszystko wiecie, a jak nie to nie szkodzi.
Pogadanka była wesoła i od rzeczy, ale ja nie wiem czemu byłam skupiona na innej rzeczy. Co chwila kontem oka spoglądałam na klasę. Po mojej lewej siedziała jakaś dziewczyna, typowa buntowniczka: cała na czarno, ciężkie buty i rzucała podejrzliwe spojrzenia, aż mnie dreszcz przeszedł.
Przede mną siedziała jakaś blondynka, włosy do ramion. Reszty nie widziałam.
A po prawej jakiś chłopak. Brunet, odwrócony do mnie tyłem, na kolanach trzymał piłkę do kosza. Śmiał się do jakiegoś chłopaka obok. Nagle spadłam na ziemie słysząc słowa.
-Do naszej klasy dołączyła jedna osoba
Zacisnęłam usta. No to fajnie. Tylko na to czekałam. Większość zwróciła głowy w moją stronę.
-Jak masz na imię? Przedstaw się- zachęcił.
Serce waliło mi jak oszalałe.
-Sophie Blight- mruknęłam.
Czułam na sobie ponad 20 spojrzeń. Już miałam ze wstydu wgapić się w ławkę, ale coś się we mnie zapaliło i podniosłam żywy wzrok.
-Skąd jesteś?- dopytał wychowawca.
-Z Anglii- odparłam.- Liverpool- dopowiedziałam.
Usłyszałam jak jakaś dziewczyna parska śmiechem. To była blondi przede mną. O dziwo reszta klasy spojrzała na nią tylko wrogo i to olali.

Reszta lekcji upłynęła normalnie nie licząc przerwy obiadowej. Siedziałam sama przy jedynym wolnym stoliku. Szkicowałam jakąś dziewczynę stojącą w deszczu tyłem. Co jakiś czas gryzłam jabłko, gdyż nie byłam głodna. Z zamyślenia wyrwał mnie głos jakiegoś chłopaka.
-Mogę?- zapytał, wskazując na krzesło.
Przytaknęłam. Szybko chowając kartkę. Zaśmiał się z tego i usiadł.
Miałam przed sobą chłopaka mniej więcej mojego wzrostu. Miał czarne, kędzierzawe włosy, zabójczy uśmiech, naturalną opaleniznę i gorączkowo świecące czarne oczy. Wyglądał nie wiem czemu po prostu śmiesznie, ale nie działało to odstraszająco. Wróciłam do jabłka i wpatrzyłam się daleko przed siebie, starając się go zignorować.
-Jesteś Sophie, nie?- zapytał nagle.
-Nom- mruknęłam nawet na niego nie spoglądając.
Patrzyłam akurat na jakiegoś chłopaka. To chyba ten co siedział obok mnie na wychowawczej. Bardzo niekulturalnie całował się z jakąś blondi. Kędzierzawy chłopak odwrócił się, ciekawy na co patrzę. Zaśmiał się.
-Oto słynny Drake Montlaine. Kapitan drużyny koszykarskiej. Największe ciacho w szkole. Zakładam, że padasz ze szczęścia, iż możesz na niego patrzeć.
Podniosłam brwi i cicho burknęłam:
-Tak jak mówisz. Jak myślisz? Podpisze mi się na tyłku?
Nie próbowałam być zabawna, ale on parsknął szczerym śmiechem. Nie umiałam się powstrzymać i uśmiechnęłam się do niego.
-A ta połykana przez niego dziewczyna?- zapytałam.
-Och, to jest. Sam McJakośtam. Sam seks zamknięty w jednym plastikowym ciele. Nie moge jej określić, bo chyba niczym się nie interesuje. Podobno ładna, ale nie umiem patrzyć bo blask zdecydowanie przesadzonej ilości błyskotek na jej ciele mnie oślepia- wytłumaczył na jednym wdechu. Zaczęłam się zastanawiać, czy wielu osobom mówi tą regułkę. Może jest czymś w stylu komitetu powitalnego szkoły.
-Zapewne masz już jej autograf?
-Nawet nie wyobrażasz sobie ile.
-Mam nie pytać na jakiej części ciała?
-Lepiej nie- zaśmiał się. Lekko się uśmiechnęłam.
-A to karłowate stworzenie co niestety obok mnie usiadło?- zapytałam.
-Och! To jest super przystojny i zabawny Mark Domell. Obiekt westchnień wszystkich dziewcząt. Niesamowicie uzdolniony DJ. Może autograf?
-Chciałbyś- powiedziałam i wstałam. Poczułam na swoich plecach jego uśmiech. Ruszyłam do drzwi, a kiedy wychodząc już odwróciłam się. Stał już z jakąś grupką osób i rozmawiał.
Zanim wyszłam ruszyłam do kosza wyrzucić ogryzek i przez przypadek szturchnęłam jakąś dziewczynę.
-Sory- mruknęłam i spojrzałam na nią. Uch, uch! A czyż to nie Sam McSeks? Przygryzłam dolną wargę tłumiąc śmiech gdy zobaczyłam jej zdegustowaną minkę.- Och, przepraszam to nowe tipsy, prawda? No i może mój oddech zdmuchnął nieco pudru. Rzeczywiście. Wybacz, kochana.
-Co ty sobie wyobrażasz dziewucho z farmy...och, nie to Liverpool! Jedno i to samo- mruknęła z przekąsem. Zaśmiałam się tylko potrząsając głowom i ruszyłam przed siebie. Widziałam jak pare osób powstrzymuje śmiech, ale to zignorowałam. Nawet podobało mi się to. Mogłabym takiej lali dogadywać całe życie.
Ruszyłam prosto przez siebie. Prosto do...emm...najprawdopodobniej było to ciało jakiejś osoby...paru osób...wielu osób, w których cały czas wchodziłam. Zdarna ja!











----------------------------------------------------------
Przepraszam za tak ogromną przerwę, ale szkoła ruszyła pełną parą, a oprócz tego byłam na tydzień za granicą. Mam nadzieję, że rozdział nie wprawił was o depresje, a błędy nie wypaliły gałek ocznych. Wyczekujcie kolejnego, ale nie obiecuję go szybko. Buziaczki ♥♥♥
Less Sill~~

czwartek, 24 września 2015

Rozdział 2

Obudziłam się z brakiem jakiegokolwiek poczucia czasu. Wyjrzałam za okno, było jeszcze jasno, chociaż tyle. Zeszłam na dół. Do domu właśnie wchodził mój rzekomy ojciec. Pewnie jego auto mnie obudziło. Uśmiechnął się do mnie pogodnie, ale nie otrzymał odpowiedzi.
-Jak było w szkole?- zapytał.
-Super- odparłam, starając się by zabrzmiało to chociaż w najmniejszym stopniu naturalnie. Nie wiem czy mi wyszło.
-No to super- odparł.
Nie wiem czy nie wyczuł sarkazmu, czy może starał się go nie wyczuć, czy może do tego stopnia go wyczuł, że specjalnie w ten sposób odpowiedział. Nie wiem. No bo skąd miałabym wiedzieć, jeżeli pierwszy raz widziałam go 2 tygodnie temu. Drobnostka.
Wzięłam tylko z przedpokoju plecak i wróciłam na górę. Przysiadłam do biurka i do matematyki. Zadania nie było zbyt dużo, bo był dopiero pierwszy dzień szkoły. Jednak matma zajęła mi jakieś pół godziny. W godzinę wyrobiłam się z wszystkim i zdążyłam pouczyć się trochę. Otworzyłam laptopa i zaczęłam codzienny przegląd. Najpierw weszłam na facebooka. Nowa wiadomość od Natalie Laqua: Sophie, masz darmowy roaming? Proszę powiedz, że tak. Jeżeli masz to zadzwoń wieczorem.
Odpisałam: Pewnie, że nie mam, ale może mój ukochany, nadziany tatuś ma. Zapytam.
Nie czekałam na odpowiedź tylko od razu zeszłam na dół. Nie potrafiłabym się zdobyć, żeby szczerze z nim gadać, ale poprosić go o taką błahą sprawę, czemu nie? Podeszłam do niego i z nie do końca ukrytą miną zbuntowanej nastolatki zaczęłam:
-Masz darmowy roaming?- zapytałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
-y…coo?...no, mam, mam- odpowiedział dość zdziwiony tym pytaniem.
-Mogę pożyczyć?- zapytałam bezemocjonalnie.
Zmarszczył brwi- No pewnie bierz.
Podał mi jakiś chyba najnowszy wyprodukowany smartfon. Spojrzałam na niego pytająco.
-Firmowy…- powiedział jakby się tłumacząc.
-Ja cię o nic nie oskarżam- powiedziałam unosząc ręce, jak przed policją, po czym odeszłam do pokoju. Wystukałam numer przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo – powiedziałam, gdy zamilkł sygnał, ale odpowiedzią były tylko jakieś szumy.- Halo- powtórzyłam, ale nadal nic.
-Dzień dobry- wydukała Natalie.
-Nie poznałaś mojego głosu- powiedziałam zrezygnowana.
-Soph! – wykrzyknęła z triumfem.
-Nie poznałaś mojego głosu- powiedziałam, udając, że łkam.- Moje serce krwawi.- Rozryczałam się na dobre.
-No już weź, weź- powiedziała.
Westchnęłam.
-No i jak, opowiadaj!
-Coś pomiędzy beznadzieja, a jeszcze większa beznadzieja- odparłam.
-Jak zawsze przesadzasz- zaopiniowała.- A klasa?
-A bo ja wiem- mruknęłam.
-Fajna?
-Nie wiem. Co ty myślisz, że tak hop, siup się z nimi zaprzyjaźniłam.
-No, ale jakie pierwsze wrażenie?
-Rozpieszczone, nadziane bachory. Zero szacunku, kultury i wychowania.
-Chyba nie jest tak źle- starała się mnie pocieszyć.
-To jest prywatna i płatna szkoła w NYC. Pewnie jest jeszcze gorzej niż sądzę.
-A nauczyciele?...Lepiej nie pytać, nie?
-Wiesz co?...W zasadzie to…Oprócz matematyczki, ujdzie, ale jest jeden taki super. Uczy historii, ma spokojnie siedem dych na karku, elegancki garnitur z muchą, słaby wzrok i słuch, nieobliczalną pamięć, a gada tak ciekawie, że nawet te łajzy słuchają z zaciekawieniem. Gościu jest niesamowity.
Natalie zaraz potem jak załapała po kolei wszystkie moje szybko wypowiedziane zdania powiedziała:
-No to chociaż tyle- mruknęła.
-A jak tam u was?- zapytałam. Stwierdzenie ,,was” było bardzo bolesne. Gdyby nie ten baran, pseudo ojciec nadal byłoby to ,,nas”. Wszystko się zepsuło.
-Smutno bez ciebie. Nikt nie przygadał dzisiaj katechetce na temat idiotyzmu kościoła, nikt nie gadał tak głośno jak to ty gadasz. A co najgorsze musiałam siedzieć z Will’em.
-To źle?- zdziwiłam się.
-Stresowałam się wszystkie lekcje, weź- odburknęła.- Zero empatii.
-Och, biedna Ty! Usiadł obok ciebie największe ciacho w szkole, współczuję! Ja musiałam siedzieć obok całkowicie nieznanych mi osób. Rzeczywiście, ale współczujmy tobie- powiedziałam wymownie.
-No…Dobra muszę kończyć, mama coś woła, pa. Zadzwoń jutro.
-O, nie! Nie będę go prosiła drugi raz!
-No, dobra, tym razem ja jakoś zorganizuję sobie od kogoś.
-Okej- mruknęłam.
-Pa!- usłyszałam głos przyjaciółki, a potem długie pip, na znak zakończenia rozmowy. Zbiegłam na dół i oddałam ‘mu’ telefon.
-Dzięki- powiedziałam beznamiętnie i wróciłam na górę. Odpisałam jeszcze paru mniej ważnym osobom. Potem po przeglądałam nowe zdjęcia na instagramie. Poczytałam coś na różnych portalach, po czym wyłączyłam laptop, orientując się, że jest już ósma. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kanapkę i herbatę, po czym wróciłam zjeść na górze przy książce, którą czytałam chyba po raz piąty. Słynna twórczość jakiegoś tam kolejnego, mniej sławnego pisarza. Oczywiście amerykańskiego. Co oni wszyscy do cholery mają z tą Ameryką?! Książkę skończyłam i zorientowałam się, że zapomniałam o jedzeniu i herbata totalnie ostygła. Zjadłam i wypiłam w tempie ekspresowym. Byłam zmęczona i nadal niewyspana, więc poszłam się umyć i spać. Najpierw jednak coś pobazgrałam w notesie. Leżałam już na w pół śpiąc, gdy ktoś zapukał do pokoju.
-Ta-ak- ziewnęłam. Drzwi się otworzyły, a do pokoju wpadł Malcolm.
-Do ciebie- powiedział i podał telefon.
-Halo- starałam się nie ziewać.
-Hej- usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, ale okropnie nie umiałam sobie skojarzyć, czyj to głos.
-Cześć- odpowiedziałam, udając, że go poznałam. A co jak to jakiś pedofil?!
-Dzwonię, bo  słyszałem, że przeprowadziłaś się do NYC- powiedział.
Jezu?! CO mam powiedzieć.
-N-no- wydukałam.
-To fajnie, ja mieszkam w Bostonie, możemy się kiedyś spotkać- powiedział, wyraźnie bardzo zadowolony.
-Roger!- krzyknęłam z triumfem.
-Nie poznałaś mnie?- zaśmiał się.- Jesteś niemożliwa.
-Się przedstawia na początku- mruknęłam.
-Oj, tam! Jak ci się podoba Ameryka?
-Niemal tak samo jak amerykańskie filmy- mruknęłam.
Znał moje zdanie na temat oklepanej fabułki amerykańskiej typu ani nie wzruszająca, ani nie śmieszna romantyczna komedia.
Parsknął więc krótkim śmiechem.
Westchnęłam cicho na myśl o czasach kiedy po jego wyjeździe staraliśmy się jeszcze utrzymać kontakt i w każdy weekend oglądaliśmy razem film. Byliśmy w prawdzie na dwóch różnych kontynentach, ale to nic nam nie przeszkadzało. Mieliśmy do siebie darmowe rozmowy, więc przez cały film byliśmy na linii. Komentowaliśmy czasami, razem parskaliśmy śmiechem, czułam wtedy tą bliskość jakby był obok mnie, a teraz choć znajdowaliśmy się dużo bliżej siebie, czułam jakby ścianę, która nas dzieliła. Kontakt się urwał w momencie kiedy...nigdy nawet nie złapałam tej chwili.
-Serio?- zdziwił się.- Kochana, jesteś w USA, w dodatku w New York City, tu wszystko jest piękne- powiedział to z typowym amerykańskim akcentem. Od razu go wyczułam kiedy tu przyjechałam, zastanawiałam się jedynie czy kiedy ja się odzywam, czy amerykanie wyczuwają akcent brytyjski.
-Dokładnie- mruknęłam.- Mam wrażenie, że dzieciaki, które tu mieszkają właśnie tak myślą. Sądzą, że oni mieszkają w pępku świata, i że ja powinnam się cieszyć, że w ogóle mam możliwość patrzenia na nich.
-Też się tak na początku czułem, ale kiedy ich bliżej poznałem...
-Ale ty nie chodzisz do jednej z najdroższych szkół w Ameryce- przerwałam mu
-Może i masz trochę racji...-mruknął.- No dobra zdzwonimy się potem, okey?- zapytał.
-Yhy
-No to pa, dobranoc
-Dobranoc- odparłam i szybko się wyłączyłam. Rzuciłam telefon na szafkę, bo nie miałam siły znosić go na dół. Z powrotem wsunęłam się pod kołdrę i tym razem zasnęłam na dobre.



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dopiero teraz, ale to przez szkołę. Oto i 2 rozdział. Co o nim sądzicie? Podoba się? Obiecuję, że kolejny będzie troszkę dłuższy. Komentujcie.
Less Sill~~

sobota, 5 września 2015

Rozdział 1

Wparowałam na lekcję spóźniona. Brzydka pani zza biurka spojrzała na mnie krzywo.
-Piękny początek na nowy rok, nieprawdaż?- mruknęła skrzeczącym głosem starsza pani.
-Nieprawdam -mruknęłam cicho, ale potem dodałam głośniej.- Autobus miał opóźnienie, przepraszam.
-Jakoś inni przyszli na czas- drążyła jędza. Już ją zdążyłam polubić.
-Bo inni jechali nowoczesnymi brykami - pomyślałam, jednak na głos mruknęłam tylko.-Jechałam innym.
Po czym usiadłam w jedynej wolnej ławce. Na szczęście tutaj były jednoosobowe ławki. Gdybym miała siedzieć z kimś nieznajomym pewnie bym umarła.
Przez całą lekcję matmy bazgrałam coś na marginesie zeszytu, łapiąc tylko pojedyncze zwroty pani typu: ,,jesteście głupi" , ,,nie lubię dzieci" itp. Urocza kobieta. Klasa była równie urocza. Przynajmniej tak mi się zdawało. No bo w końcu ani razu nie spojrzałam na nich. Tylko się wsłuchiwałam. I w zasadzie w tym momencie przestałam się dziwić tej całej zapyziałej staruszce, że taką miłością daruje dzieci. Większość gadała, inni grali na telefonach , jacyś dwaj chłopacy odbijali piłkę.
Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek szybko wyszłam z klasy zabierając ze sobą torbę. Reszta osób została i sobie gawędziła. Jak było na wakacjach i takie tam. Wszyscy się znali. Co tu się dziwić, w końcu są w tym samym składzie od początku szkoły średniej. Ja im się tylko wryłam z myślą, że może ktoś mnie zaakceptuje. Szczerze? Szanse były nikłe. Serio szczerze? Szans nie było. Korytarz był zatłoczony. Od zagubionych dzieci, które pierwszy raz spotykają się z takim nieciekawym wynalazkiem jak szkoła średnia, przez słodkie pary całujące się i szepczące sobie nawzajem do ucha słodkie słówka i przyjaciółki gadające ze sobą z wielkim przejęciem, po tzw. tyranów przepychających każdą istotę żywą, czy też nie i łypających na wszystkich groźnie.
Przysiadłam sobie na jakimś parapecie. Wyjęłam telefon. Odpisałam na wiadomość brata.
Schowałam telefon i wyjęłam notes. Zaczęłam szkicować jakieś oko. Nie poczułam więc na sobie czyjegoś spojrzenia.
-Łał- usłyszałam westchnienie i poderwałam się z parapetu jak poparzona. Przede mną stała jakaś chuda istota z wielkimi oczami. Blond włosy miała spięte w jakiś 'Artystyczny Nieład', a ubrania wybrane od czapy. Zielone oczy wpatrywały się łapczywie to we mnie to w obrazek. Jedną brew miała podniesioną, co sprawiało, że wyglądała na jeszcze większą wariatkę. Piegi na jej zadartym nosku zdawały się dodawać jej czegoś w stylu uroku, ale nie gracji, czy piękności, raczej radości i śmieszności. Ukazała swoje duże białe zęby w pogodnym uśmiechu.
-Śliczny rysunek- powiedziała.
Zacisnęłam usta.
-Dzięki- odparłam krótko, chciałam wstać i sobie pójść ona jednak ciągnęła dalej konwersację.
-Jestem Lindie- podała rękę.
-A ja Sophie- mruknęłam, nie odwzajemniłam gestu, ominęłam ją i poszłam dalej.
Usłyszałam za sobą głos:
-Ładne imię!
Tylko przyspieszyłam tępa. Szłam chowając notes do torby więc nie patrzyłam na nic. Oczywiście ja niezgrabna, musiałam w kogoś wejść.
-Sory- mruknęłam i poszłam dalej. Poczułam za sobą czyjeś spojrzenie, ale powstrzymałam się od odwrócenia się i zobaczenia kto to. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Na szczęście? Co ja gadam? Przecież ja nienawidzę nauki. Najchętniej żyłabym tylko przerwami. Westchnęłam cicho, myśląc o tym, że może już nigdy nie będę Sophie.
Tym razem w klasie zastałam starca uśmiechającego się pogodnie. Nawet ja nie potrafiłam powstrzymać się od odwzajemnienia gestu mimiki. Gościu wyglądał na jakieś 70 lat fizycznie, psychicznie natomiast można by go uznać za 20-latka. Kiedy cała klasa już się wypełniła poderwał się z krzesła dużo żwawiej niż jakikolwiek inny człowiek z 50-tką na karku. Poprawił swój brudny od kredy garnitur, a potem muszkę. Elegant, ale łapał za serce. Zaczął miłym, zachrypniętym głosem witać się, a potem zaczynać lekcję historii. Nigdy nie przepadałam za tym przedmiotem, pewnie tak jak 99% innych nastolatków na tej planecie, jednak tak jak cała reszta klasy słuchałam jego opowieści z wielkim zaciekawieniem. Nie czytał tylko nudnych zdań z podręcznika (w zasadzie nawet nie posiadał podręcznika), opowiadał różne legendy, oczywiście nawiązujące do lekcji, mówił o różnych odkryciach jak jakiś poeta, który uczestniczył w zdarzeniu. Na prawdę mówił bardzo fajnie. Ale wielki podziw budziła we mnie jego pamięć. W końcu miał już swoje lata, a pamiętał wszystko jak chyba nikt inny.
A kiedy zadzwonił dzwonek, wzruszył skromnie ramionami i po ukłonieniu się nam wydreptał z klasy. Na tej lekcji nikt nie gadał i nie przeszkadzał. Nawet najbardziej niewychowane dzieciaki szanowały go. Tym razem zdobyłam się na coś. Zostałam w klasie. Może dlatego, że było tu dużo ciszej, chyba jednak dlatego, że uznałam, że to już malutki krok do zaakceptowania.
Znowu wyjęłam notes i kończyłam szkic oka. Dopiero kiedy je skończyłam zauważyłam, że zrobiłam je na wygląd tych od upierdliwej Lindie. Poczułam na sobie czyjeś oczy, ale tym razem nie musiałam się nawet powstrzymywać od zerknięcia. Mało mnie to interesowało. Wisieli mi i powiewali. Jeżeli mają tą swoją elitę to niech mają. Ja (ku swojemu wielkiemu zdziwieniu) chciałam spotkać Lindie. Wyszłam z obrazkiem na korytarz i zaczęłam się rozglądać za prawie białą czupryną. Okazało się jednak, że źle patrzyłam bo ona stała właśnie za mną. Podskoczyłam czując czyjąś rękę na ramieniu.
-Hej- zaśmiała się.
-Właśnie cię szukałam- odparłam.
-Mnie?!- pozytywnie ją zaskoczyłam.
-Noo…tak…to dla Ciebie- wręczyłam jej obrazek.- Podobał Ci się, więc…poza tym tak się jakoś złożyło, że to twoje oko.
-O, Jezu! Dziękuję!- wykrzyknęła radośnie, po czym ucałowała wyrwaną kartkę z zeszytu.
-Spoko- uśmiechnęłam się i wróciłam do klasy. Na mojej twarzy cały czas malował się uśmiech. W dwie godziny udało mi się poznać, aż dwie osoby, wywołujące uśmiech na mojej twarzy.
Usiadłam w ławce.
Lekcje jakoś minęły. O 15 wreszcie usłyszałam wymarzony dzwonek na koniec lekcji. Pierwsza wyszłam z klasy, oczywiście bez słowa. Czy cały rok szkolny ma tak wyglądać? Zero jakiejkolwiek integracji…integracji, włącznie ze mną. Niech im będzie.
Niestety nie miałam możliwości korzystania z autobusu szkolnego, gdyż najbliższy przystanek, był położony od mojego domu 3 km. To po pierwsze, a po drugie musiałam odbierać moją młodszą siostrę z przedszkola. No a po ostatnie nie miałam własnego auta. Włączając zahaczenie o szkołę dla bachorów była to około 20 minutowa przechadzka. Autobus niewiele by mi dawał. Tak, tak okłamałam babkę z tym autobusem, no ale co? Skąd niby miałby babsztyl wiedzieć? Oczywiście przy okazji nasłuchałam się kolejnych skarg na Susie. Żadna nowość.
W domu zastałam mojego młodszego brata jedzącego naleśniki z serem.
-Hejka- powiedział pogodnie. Zawsze był optymistyczny. Aż tryskał wesołością na kilometry. Z samego wyglądu można było uznać, że jest skradzionym promykiem słońce. Złociste włosy w jakiejś typowej fryzurze opadały mu na czoło. Ciemne, miodowe oczy świeciły się zawsze jak brylanciki. Idealne ciemne brwi i parę słodkich, jasnych piegów na nosie. Dobrze zbudowany, no bo w końcu sportowiec. Typowy chłopak, za którym szaleją wszystkie dziewczyny.
-I jak było?- zapytałam.
-Super- uśmiechnęł się.-Klasa mi się fajowa trafiła. Wychowawczyni młoda i pogodna, nauczycielka wf-u. Super, nie? Zostałem zaproszony na kasting do szkolnej reprezentacji piłki nożnej. Oczywiście się wybieram.
Pokiwałam głową. Malcolm szedł teraz do 8 klasy. Te czasy...
-A u ciebie?- zapytał z wścibskim uśmieszkiem.
-Ujdzie- mruknęłam.
-Ujdzie?- posłał podejrzliwe spojrzenie.
-Mhm…
-Ujdzie w twoim słowniku oznacza coś pomiędzy: lepiej nie wnikaj, bo zabiję, a okropnie, ale się nie przyznam. Mam rację?
-Niech ci będzie- burknęłam.
-Czyli masakra?- upewnił się.
-Masakra.
-Oczywiście jak to ty przesadzasz. Zapewne z nikim nie rozmawiałaś, ani nawet nie próbowałaś, a potem obwiniasz los. Kobieto, rozumiem, że jesteś outsiderem, ale jeżeli do nich nie zagadasz, to skończysz klasę nie wiedząc jak mają na imię.
-Cenne rady
Powiedziałam i poszłam na górę do swojego pokoju. Podeszłam do szafki nocnej i spojrzałam na zdjęcia, które na niej stały. Jedno moje z Natalie, drugie z moją byłą klasą, trzecie moje w wieku 6 lat z Rogerem, moim przyjacielem z odległego dzieciństwa, kolejne moje, Malcolma i mamy, a ostatnie, najgorsze, moje z Denisem. Nie mogłam na nie patrzeć. Na te wszystkie. Na każdym była jakaś osoba, za którą tęsknie przez wszystkie noce wylewając hektolitry łez. Już sięgnęłam ręką, żeby pochować je do szuflady, ale z głębokim westchnieniem zrezygnowałam. Opadłam na łóżko, prawie zgniatając mojego kota. Pogłaskałam Smoka, bo tak miał na imię, po łebku, podrapałam za uchem i przepraszając go w myślach, lekko zepchnęłam go z łóżka.
-Sory, ale teraz ja muszę się wyspać- mruknęłam, ziewnęłam, a po jakiejś minucie zasnęłam.



--------------------------------------------------------------------
Jak widzicie krótki rozdział, następne będą trochę dłuższe, ale nie wiele, bo jeżeli mam dodawać ja jakoś w miarę systematycznie muszą być nie za długie. Zapraszam do komentowania tego rozdziału oraz dwóch poprzednich postów. Zapraszam także do obserwowania tego bloga. Krótka instrukcja, co do tego jak to zrobić. Na samym dole jest taki napis na niebieskim tle 'Obserwatorzy' trzeba na to najechać, rozwinie się i potem nacisnąć 'Dołącz się do tej witryny'. 
Jak się podoba? Zapraszam do czekania na kolejny rozdział, który pojawi się już w środku tygodnia.
Buziaki :**
Less Sill~~

niedziela, 30 sierpnia 2015

Prolog

Kiedy byłam małą dziewczynką sądziłam, że wszystko da się zrobić. Dosłownie. Tylko wszystko wymaga czasu. Czasami naprawdę wiele czasu. Nie myślałam jednak wtedy o tym, że czasami jest za mało czasu. Sądziłam, że czas jest jak bateria w komputerze. Trwa krócej albo dłużej w zależności co robisz, a jak się kończy to bierzesz kabel i ładujesz. Miałam w pewnym sensie rację. Nie pomyślałam tylko o tym, że z czasem bateria w komputerze ma coraz mniejszą pojemność, a przychodzi taki czas kiedy całkowicie pada. Jedną rzeczą się to tylko różni: nowego czasu nie kupisz.
A więc czy prawdą jest, że im bardziej korzystasz z czasu (tudzież z komputera) tym szybciej czas (bateria) się wykańcza? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że chyba po coś siła wyższa stworzyła każdego z nas i dała mu czas. Każdy ma swoją klepsydrę, trzeba się tylko postarać by płynął w niej złoty piasek.

Najprawdopodobniej ktoś popełnił drobny lecz znaczący błąd w obliczeniach matematycznych mojego życia. Najprawdopodobniej. Najprawdopodobniej dlatego nieprawidłowa osoba znalazła się w nieprawidłowym miejscu i czasie i (bądźmy szczerzy) ogólnie ta osoba była w stanie nieprawidłowym. Co nieprawidłowo wpłynęło na czyjeś życie. Najprawdopodobniej. Bądźmy szczerzy nie jestem dobra z matmy, ale chyba tak banalnego błędu bym nie popełniła...bym...gdyBYM była kimkolwiek...KIMKOLWIEK innym, ale nie Sophie Blight...no...ale tak się akurat składa jestem (mówiłam już, że to błąd matematyczny) Sophie Blight (nienawidzę matmy). Cóż...Niestety ten drobny błąd w obliczeniach miał też inne konsekwencje. Jako, iż to całe, długie, wytrudzone, pisane przez całe życie działania było niepoprawne całe się skasowało. I KABUM debilna Sophie Blight musi od nowa pisać tą całą durną matmę, tym razem jednak bez podręcznika.

Był też jeden plus. Dostałam nową klepsydrę. Mogłam od nowa żyć. Zostawić problemy za sobą. Zapomnieć. Mogłam. Ale czyż już nie wspominałam, że jestem kurna od siedmiu boleści Sophie Blight? Dlatego więc wolałam wysypywać po troszku tego piasku. Możliwe, że zorientowałam się trochę późno...ale zawsze ta resztka piasku może być złota, nie?

Jestem Sophie Blight. Kocham czytać, rysować i kocham swoich przyjaciół...gdybym ich miała pod dostatkiem. Jestem cholernie beznadziejna z matmy. Nienawidzę Nowego Yorku i mięsa. Zapachu benzyny, dźwięku strzelania palców i koloru różowego. Ale najbardziej na świecie nienawidzę siebie.


-----------------------------------------------------------------------
Oto i jest. Nawet przed premierowo, bo miało być pierwszego Spokojnie też bym nic nie rozumiała, ale powoli wszystko się wyjaśni...chyba. Trzymajcie kciuki. Oceniajcie, oceniajcie. Każdą krytykę i zdanie przyjmę z pokorą. Z góry dziękuję. Co do tego jak regularnie pojawiać się będą rozdziały, nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pierwszy pojawi się w weekend. Po jakichś dwóch tygodniach powiadomię was jak dużo mam czasu na pisanie i jak często będą się pojawiać rozdziały. 
Miłego rozpoczęcia roku!
Less Sill~~

środa, 26 sierpnia 2015

Powitanie

Dzień dobry
Jestem Lena, Less Sill.
Może niektórzy znają mnie z mojego pierwszego bloga z opowiadaniami fanfiction: Starcz mi, że jesteś... . Na tym blogu mam zamiar pisać swoje własne opowiadanie. Zapraszam do czytania tego bloga i komentowania. Puki co czekajcie na prolog, który pojawi się już 1 września. Pozdrawiam:
Less Sill~~