wtorek, 20 października 2015

Rozdział 3

Nastawiałam drzemkę na 5 minut chyba 10 razy. Wreszcie olałam zmęczenie i leniwie wyczołgałam się z łóżka. Zwyczajna poranna rutyna. Zeszłam na dół, żeby zaparzyć kawę. Na stoliku znalazła się kartka, a na niej lekarskim pismem:
Cześć, kochanie, usmażyłem naleśniki, są w lodówce, musiałem wcześniej wyjść do pracy.
Wypchaj się naleśnikami- mruknęłam. Niestety chyba na głos. Bo schodzący na dół Malcolm spojrzał na mnie z zaciśniętymi ustami. Olałam to i przyszykowałam śniadanie.
-Obudziłeś Susie?- zapytałam nadal nieco skrępowana tym co usłyszał.
-To dziecko nie śpi od piątej- burknął wyraźnie z tego faktu nie zadowolony.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliłam. Ruszyłam powoli na górę po Susie. Bawiła się pluszakami.

Lekcje rozpoczynaliśmy od wychowawczej. Młody wuefista ledwo był w stanie usiedzieć. 
-Nie będę wam przynudzał, wszystko wiecie, a jak nie to nie szkodzi.
Pogadanka była wesoła i od rzeczy, ale ja nie wiem czemu byłam skupiona na innej rzeczy. Co chwila kontem oka spoglądałam na klasę. Po mojej lewej siedziała jakaś dziewczyna, typowa buntowniczka: cała na czarno, ciężkie buty i rzucała podejrzliwe spojrzenia, aż mnie dreszcz przeszedł.
Przede mną siedziała jakaś blondynka, włosy do ramion. Reszty nie widziałam.
A po prawej jakiś chłopak. Brunet, odwrócony do mnie tyłem, na kolanach trzymał piłkę do kosza. Śmiał się do jakiegoś chłopaka obok. Nagle spadłam na ziemie słysząc słowa.
-Do naszej klasy dołączyła jedna osoba
Zacisnęłam usta. No to fajnie. Tylko na to czekałam. Większość zwróciła głowy w moją stronę.
-Jak masz na imię? Przedstaw się- zachęcił.
Serce waliło mi jak oszalałe.
-Sophie Blight- mruknęłam.
Czułam na sobie ponad 20 spojrzeń. Już miałam ze wstydu wgapić się w ławkę, ale coś się we mnie zapaliło i podniosłam żywy wzrok.
-Skąd jesteś?- dopytał wychowawca.
-Z Anglii- odparłam.- Liverpool- dopowiedziałam.
Usłyszałam jak jakaś dziewczyna parska śmiechem. To była blondi przede mną. O dziwo reszta klasy spojrzała na nią tylko wrogo i to olali.

Reszta lekcji upłynęła normalnie nie licząc przerwy obiadowej. Siedziałam sama przy jedynym wolnym stoliku. Szkicowałam jakąś dziewczynę stojącą w deszczu tyłem. Co jakiś czas gryzłam jabłko, gdyż nie byłam głodna. Z zamyślenia wyrwał mnie głos jakiegoś chłopaka.
-Mogę?- zapytał, wskazując na krzesło.
Przytaknęłam. Szybko chowając kartkę. Zaśmiał się z tego i usiadł.
Miałam przed sobą chłopaka mniej więcej mojego wzrostu. Miał czarne, kędzierzawe włosy, zabójczy uśmiech, naturalną opaleniznę i gorączkowo świecące czarne oczy. Wyglądał nie wiem czemu po prostu śmiesznie, ale nie działało to odstraszająco. Wróciłam do jabłka i wpatrzyłam się daleko przed siebie, starając się go zignorować.
-Jesteś Sophie, nie?- zapytał nagle.
-Nom- mruknęłam nawet na niego nie spoglądając.
Patrzyłam akurat na jakiegoś chłopaka. To chyba ten co siedział obok mnie na wychowawczej. Bardzo niekulturalnie całował się z jakąś blondi. Kędzierzawy chłopak odwrócił się, ciekawy na co patrzę. Zaśmiał się.
-Oto słynny Drake Montlaine. Kapitan drużyny koszykarskiej. Największe ciacho w szkole. Zakładam, że padasz ze szczęścia, iż możesz na niego patrzeć.
Podniosłam brwi i cicho burknęłam:
-Tak jak mówisz. Jak myślisz? Podpisze mi się na tyłku?
Nie próbowałam być zabawna, ale on parsknął szczerym śmiechem. Nie umiałam się powstrzymać i uśmiechnęłam się do niego.
-A ta połykana przez niego dziewczyna?- zapytałam.
-Och, to jest. Sam McJakośtam. Sam seks zamknięty w jednym plastikowym ciele. Nie moge jej określić, bo chyba niczym się nie interesuje. Podobno ładna, ale nie umiem patrzyć bo blask zdecydowanie przesadzonej ilości błyskotek na jej ciele mnie oślepia- wytłumaczył na jednym wdechu. Zaczęłam się zastanawiać, czy wielu osobom mówi tą regułkę. Może jest czymś w stylu komitetu powitalnego szkoły.
-Zapewne masz już jej autograf?
-Nawet nie wyobrażasz sobie ile.
-Mam nie pytać na jakiej części ciała?
-Lepiej nie- zaśmiał się. Lekko się uśmiechnęłam.
-A to karłowate stworzenie co niestety obok mnie usiadło?- zapytałam.
-Och! To jest super przystojny i zabawny Mark Domell. Obiekt westchnień wszystkich dziewcząt. Niesamowicie uzdolniony DJ. Może autograf?
-Chciałbyś- powiedziałam i wstałam. Poczułam na swoich plecach jego uśmiech. Ruszyłam do drzwi, a kiedy wychodząc już odwróciłam się. Stał już z jakąś grupką osób i rozmawiał.
Zanim wyszłam ruszyłam do kosza wyrzucić ogryzek i przez przypadek szturchnęłam jakąś dziewczynę.
-Sory- mruknęłam i spojrzałam na nią. Uch, uch! A czyż to nie Sam McSeks? Przygryzłam dolną wargę tłumiąc śmiech gdy zobaczyłam jej zdegustowaną minkę.- Och, przepraszam to nowe tipsy, prawda? No i może mój oddech zdmuchnął nieco pudru. Rzeczywiście. Wybacz, kochana.
-Co ty sobie wyobrażasz dziewucho z farmy...och, nie to Liverpool! Jedno i to samo- mruknęła z przekąsem. Zaśmiałam się tylko potrząsając głowom i ruszyłam przed siebie. Widziałam jak pare osób powstrzymuje śmiech, ale to zignorowałam. Nawet podobało mi się to. Mogłabym takiej lali dogadywać całe życie.
Ruszyłam prosto przez siebie. Prosto do...emm...najprawdopodobniej było to ciało jakiejś osoby...paru osób...wielu osób, w których cały czas wchodziłam. Zdarna ja!











----------------------------------------------------------
Przepraszam za tak ogromną przerwę, ale szkoła ruszyła pełną parą, a oprócz tego byłam na tydzień za granicą. Mam nadzieję, że rozdział nie wprawił was o depresje, a błędy nie wypaliły gałek ocznych. Wyczekujcie kolejnego, ale nie obiecuję go szybko. Buziaczki ♥♥♥
Less Sill~~