czwartek, 24 września 2015

Rozdział 2

Obudziłam się z brakiem jakiegokolwiek poczucia czasu. Wyjrzałam za okno, było jeszcze jasno, chociaż tyle. Zeszłam na dół. Do domu właśnie wchodził mój rzekomy ojciec. Pewnie jego auto mnie obudziło. Uśmiechnął się do mnie pogodnie, ale nie otrzymał odpowiedzi.
-Jak było w szkole?- zapytał.
-Super- odparłam, starając się by zabrzmiało to chociaż w najmniejszym stopniu naturalnie. Nie wiem czy mi wyszło.
-No to super- odparł.
Nie wiem czy nie wyczuł sarkazmu, czy może starał się go nie wyczuć, czy może do tego stopnia go wyczuł, że specjalnie w ten sposób odpowiedział. Nie wiem. No bo skąd miałabym wiedzieć, jeżeli pierwszy raz widziałam go 2 tygodnie temu. Drobnostka.
Wzięłam tylko z przedpokoju plecak i wróciłam na górę. Przysiadłam do biurka i do matematyki. Zadania nie było zbyt dużo, bo był dopiero pierwszy dzień szkoły. Jednak matma zajęła mi jakieś pół godziny. W godzinę wyrobiłam się z wszystkim i zdążyłam pouczyć się trochę. Otworzyłam laptopa i zaczęłam codzienny przegląd. Najpierw weszłam na facebooka. Nowa wiadomość od Natalie Laqua: Sophie, masz darmowy roaming? Proszę powiedz, że tak. Jeżeli masz to zadzwoń wieczorem.
Odpisałam: Pewnie, że nie mam, ale może mój ukochany, nadziany tatuś ma. Zapytam.
Nie czekałam na odpowiedź tylko od razu zeszłam na dół. Nie potrafiłabym się zdobyć, żeby szczerze z nim gadać, ale poprosić go o taką błahą sprawę, czemu nie? Podeszłam do niego i z nie do końca ukrytą miną zbuntowanej nastolatki zaczęłam:
-Masz darmowy roaming?- zapytałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
-y…coo?...no, mam, mam- odpowiedział dość zdziwiony tym pytaniem.
-Mogę pożyczyć?- zapytałam bezemocjonalnie.
Zmarszczył brwi- No pewnie bierz.
Podał mi jakiś chyba najnowszy wyprodukowany smartfon. Spojrzałam na niego pytająco.
-Firmowy…- powiedział jakby się tłumacząc.
-Ja cię o nic nie oskarżam- powiedziałam unosząc ręce, jak przed policją, po czym odeszłam do pokoju. Wystukałam numer przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo – powiedziałam, gdy zamilkł sygnał, ale odpowiedzią były tylko jakieś szumy.- Halo- powtórzyłam, ale nadal nic.
-Dzień dobry- wydukała Natalie.
-Nie poznałaś mojego głosu- powiedziałam zrezygnowana.
-Soph! – wykrzyknęła z triumfem.
-Nie poznałaś mojego głosu- powiedziałam, udając, że łkam.- Moje serce krwawi.- Rozryczałam się na dobre.
-No już weź, weź- powiedziała.
Westchnęłam.
-No i jak, opowiadaj!
-Coś pomiędzy beznadzieja, a jeszcze większa beznadzieja- odparłam.
-Jak zawsze przesadzasz- zaopiniowała.- A klasa?
-A bo ja wiem- mruknęłam.
-Fajna?
-Nie wiem. Co ty myślisz, że tak hop, siup się z nimi zaprzyjaźniłam.
-No, ale jakie pierwsze wrażenie?
-Rozpieszczone, nadziane bachory. Zero szacunku, kultury i wychowania.
-Chyba nie jest tak źle- starała się mnie pocieszyć.
-To jest prywatna i płatna szkoła w NYC. Pewnie jest jeszcze gorzej niż sądzę.
-A nauczyciele?...Lepiej nie pytać, nie?
-Wiesz co?...W zasadzie to…Oprócz matematyczki, ujdzie, ale jest jeden taki super. Uczy historii, ma spokojnie siedem dych na karku, elegancki garnitur z muchą, słaby wzrok i słuch, nieobliczalną pamięć, a gada tak ciekawie, że nawet te łajzy słuchają z zaciekawieniem. Gościu jest niesamowity.
Natalie zaraz potem jak załapała po kolei wszystkie moje szybko wypowiedziane zdania powiedziała:
-No to chociaż tyle- mruknęła.
-A jak tam u was?- zapytałam. Stwierdzenie ,,was” było bardzo bolesne. Gdyby nie ten baran, pseudo ojciec nadal byłoby to ,,nas”. Wszystko się zepsuło.
-Smutno bez ciebie. Nikt nie przygadał dzisiaj katechetce na temat idiotyzmu kościoła, nikt nie gadał tak głośno jak to ty gadasz. A co najgorsze musiałam siedzieć z Will’em.
-To źle?- zdziwiłam się.
-Stresowałam się wszystkie lekcje, weź- odburknęła.- Zero empatii.
-Och, biedna Ty! Usiadł obok ciebie największe ciacho w szkole, współczuję! Ja musiałam siedzieć obok całkowicie nieznanych mi osób. Rzeczywiście, ale współczujmy tobie- powiedziałam wymownie.
-No…Dobra muszę kończyć, mama coś woła, pa. Zadzwoń jutro.
-O, nie! Nie będę go prosiła drugi raz!
-No, dobra, tym razem ja jakoś zorganizuję sobie od kogoś.
-Okej- mruknęłam.
-Pa!- usłyszałam głos przyjaciółki, a potem długie pip, na znak zakończenia rozmowy. Zbiegłam na dół i oddałam ‘mu’ telefon.
-Dzięki- powiedziałam beznamiętnie i wróciłam na górę. Odpisałam jeszcze paru mniej ważnym osobom. Potem po przeglądałam nowe zdjęcia na instagramie. Poczytałam coś na różnych portalach, po czym wyłączyłam laptop, orientując się, że jest już ósma. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kanapkę i herbatę, po czym wróciłam zjeść na górze przy książce, którą czytałam chyba po raz piąty. Słynna twórczość jakiegoś tam kolejnego, mniej sławnego pisarza. Oczywiście amerykańskiego. Co oni wszyscy do cholery mają z tą Ameryką?! Książkę skończyłam i zorientowałam się, że zapomniałam o jedzeniu i herbata totalnie ostygła. Zjadłam i wypiłam w tempie ekspresowym. Byłam zmęczona i nadal niewyspana, więc poszłam się umyć i spać. Najpierw jednak coś pobazgrałam w notesie. Leżałam już na w pół śpiąc, gdy ktoś zapukał do pokoju.
-Ta-ak- ziewnęłam. Drzwi się otworzyły, a do pokoju wpadł Malcolm.
-Do ciebie- powiedział i podał telefon.
-Halo- starałam się nie ziewać.
-Hej- usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, ale okropnie nie umiałam sobie skojarzyć, czyj to głos.
-Cześć- odpowiedziałam, udając, że go poznałam. A co jak to jakiś pedofil?!
-Dzwonię, bo  słyszałem, że przeprowadziłaś się do NYC- powiedział.
Jezu?! CO mam powiedzieć.
-N-no- wydukałam.
-To fajnie, ja mieszkam w Bostonie, możemy się kiedyś spotkać- powiedział, wyraźnie bardzo zadowolony.
-Roger!- krzyknęłam z triumfem.
-Nie poznałaś mnie?- zaśmiał się.- Jesteś niemożliwa.
-Się przedstawia na początku- mruknęłam.
-Oj, tam! Jak ci się podoba Ameryka?
-Niemal tak samo jak amerykańskie filmy- mruknęłam.
Znał moje zdanie na temat oklepanej fabułki amerykańskiej typu ani nie wzruszająca, ani nie śmieszna romantyczna komedia.
Parsknął więc krótkim śmiechem.
Westchnęłam cicho na myśl o czasach kiedy po jego wyjeździe staraliśmy się jeszcze utrzymać kontakt i w każdy weekend oglądaliśmy razem film. Byliśmy w prawdzie na dwóch różnych kontynentach, ale to nic nam nie przeszkadzało. Mieliśmy do siebie darmowe rozmowy, więc przez cały film byliśmy na linii. Komentowaliśmy czasami, razem parskaliśmy śmiechem, czułam wtedy tą bliskość jakby był obok mnie, a teraz choć znajdowaliśmy się dużo bliżej siebie, czułam jakby ścianę, która nas dzieliła. Kontakt się urwał w momencie kiedy...nigdy nawet nie złapałam tej chwili.
-Serio?- zdziwił się.- Kochana, jesteś w USA, w dodatku w New York City, tu wszystko jest piękne- powiedział to z typowym amerykańskim akcentem. Od razu go wyczułam kiedy tu przyjechałam, zastanawiałam się jedynie czy kiedy ja się odzywam, czy amerykanie wyczuwają akcent brytyjski.
-Dokładnie- mruknęłam.- Mam wrażenie, że dzieciaki, które tu mieszkają właśnie tak myślą. Sądzą, że oni mieszkają w pępku świata, i że ja powinnam się cieszyć, że w ogóle mam możliwość patrzenia na nich.
-Też się tak na początku czułem, ale kiedy ich bliżej poznałem...
-Ale ty nie chodzisz do jednej z najdroższych szkół w Ameryce- przerwałam mu
-Może i masz trochę racji...-mruknął.- No dobra zdzwonimy się potem, okey?- zapytał.
-Yhy
-No to pa, dobranoc
-Dobranoc- odparłam i szybko się wyłączyłam. Rzuciłam telefon na szafkę, bo nie miałam siły znosić go na dół. Z powrotem wsunęłam się pod kołdrę i tym razem zasnęłam na dobre.



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dopiero teraz, ale to przez szkołę. Oto i 2 rozdział. Co o nim sądzicie? Podoba się? Obiecuję, że kolejny będzie troszkę dłuższy. Komentujcie.
Less Sill~~

sobota, 5 września 2015

Rozdział 1

Wparowałam na lekcję spóźniona. Brzydka pani zza biurka spojrzała na mnie krzywo.
-Piękny początek na nowy rok, nieprawdaż?- mruknęła skrzeczącym głosem starsza pani.
-Nieprawdam -mruknęłam cicho, ale potem dodałam głośniej.- Autobus miał opóźnienie, przepraszam.
-Jakoś inni przyszli na czas- drążyła jędza. Już ją zdążyłam polubić.
-Bo inni jechali nowoczesnymi brykami - pomyślałam, jednak na głos mruknęłam tylko.-Jechałam innym.
Po czym usiadłam w jedynej wolnej ławce. Na szczęście tutaj były jednoosobowe ławki. Gdybym miała siedzieć z kimś nieznajomym pewnie bym umarła.
Przez całą lekcję matmy bazgrałam coś na marginesie zeszytu, łapiąc tylko pojedyncze zwroty pani typu: ,,jesteście głupi" , ,,nie lubię dzieci" itp. Urocza kobieta. Klasa była równie urocza. Przynajmniej tak mi się zdawało. No bo w końcu ani razu nie spojrzałam na nich. Tylko się wsłuchiwałam. I w zasadzie w tym momencie przestałam się dziwić tej całej zapyziałej staruszce, że taką miłością daruje dzieci. Większość gadała, inni grali na telefonach , jacyś dwaj chłopacy odbijali piłkę.
Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek szybko wyszłam z klasy zabierając ze sobą torbę. Reszta osób została i sobie gawędziła. Jak było na wakacjach i takie tam. Wszyscy się znali. Co tu się dziwić, w końcu są w tym samym składzie od początku szkoły średniej. Ja im się tylko wryłam z myślą, że może ktoś mnie zaakceptuje. Szczerze? Szanse były nikłe. Serio szczerze? Szans nie było. Korytarz był zatłoczony. Od zagubionych dzieci, które pierwszy raz spotykają się z takim nieciekawym wynalazkiem jak szkoła średnia, przez słodkie pary całujące się i szepczące sobie nawzajem do ucha słodkie słówka i przyjaciółki gadające ze sobą z wielkim przejęciem, po tzw. tyranów przepychających każdą istotę żywą, czy też nie i łypających na wszystkich groźnie.
Przysiadłam sobie na jakimś parapecie. Wyjęłam telefon. Odpisałam na wiadomość brata.
Schowałam telefon i wyjęłam notes. Zaczęłam szkicować jakieś oko. Nie poczułam więc na sobie czyjegoś spojrzenia.
-Łał- usłyszałam westchnienie i poderwałam się z parapetu jak poparzona. Przede mną stała jakaś chuda istota z wielkimi oczami. Blond włosy miała spięte w jakiś 'Artystyczny Nieład', a ubrania wybrane od czapy. Zielone oczy wpatrywały się łapczywie to we mnie to w obrazek. Jedną brew miała podniesioną, co sprawiało, że wyglądała na jeszcze większą wariatkę. Piegi na jej zadartym nosku zdawały się dodawać jej czegoś w stylu uroku, ale nie gracji, czy piękności, raczej radości i śmieszności. Ukazała swoje duże białe zęby w pogodnym uśmiechu.
-Śliczny rysunek- powiedziała.
Zacisnęłam usta.
-Dzięki- odparłam krótko, chciałam wstać i sobie pójść ona jednak ciągnęła dalej konwersację.
-Jestem Lindie- podała rękę.
-A ja Sophie- mruknęłam, nie odwzajemniłam gestu, ominęłam ją i poszłam dalej.
Usłyszałam za sobą głos:
-Ładne imię!
Tylko przyspieszyłam tępa. Szłam chowając notes do torby więc nie patrzyłam na nic. Oczywiście ja niezgrabna, musiałam w kogoś wejść.
-Sory- mruknęłam i poszłam dalej. Poczułam za sobą czyjeś spojrzenie, ale powstrzymałam się od odwrócenia się i zobaczenia kto to. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Na szczęście? Co ja gadam? Przecież ja nienawidzę nauki. Najchętniej żyłabym tylko przerwami. Westchnęłam cicho, myśląc o tym, że może już nigdy nie będę Sophie.
Tym razem w klasie zastałam starca uśmiechającego się pogodnie. Nawet ja nie potrafiłam powstrzymać się od odwzajemnienia gestu mimiki. Gościu wyglądał na jakieś 70 lat fizycznie, psychicznie natomiast można by go uznać za 20-latka. Kiedy cała klasa już się wypełniła poderwał się z krzesła dużo żwawiej niż jakikolwiek inny człowiek z 50-tką na karku. Poprawił swój brudny od kredy garnitur, a potem muszkę. Elegant, ale łapał za serce. Zaczął miłym, zachrypniętym głosem witać się, a potem zaczynać lekcję historii. Nigdy nie przepadałam za tym przedmiotem, pewnie tak jak 99% innych nastolatków na tej planecie, jednak tak jak cała reszta klasy słuchałam jego opowieści z wielkim zaciekawieniem. Nie czytał tylko nudnych zdań z podręcznika (w zasadzie nawet nie posiadał podręcznika), opowiadał różne legendy, oczywiście nawiązujące do lekcji, mówił o różnych odkryciach jak jakiś poeta, który uczestniczył w zdarzeniu. Na prawdę mówił bardzo fajnie. Ale wielki podziw budziła we mnie jego pamięć. W końcu miał już swoje lata, a pamiętał wszystko jak chyba nikt inny.
A kiedy zadzwonił dzwonek, wzruszył skromnie ramionami i po ukłonieniu się nam wydreptał z klasy. Na tej lekcji nikt nie gadał i nie przeszkadzał. Nawet najbardziej niewychowane dzieciaki szanowały go. Tym razem zdobyłam się na coś. Zostałam w klasie. Może dlatego, że było tu dużo ciszej, chyba jednak dlatego, że uznałam, że to już malutki krok do zaakceptowania.
Znowu wyjęłam notes i kończyłam szkic oka. Dopiero kiedy je skończyłam zauważyłam, że zrobiłam je na wygląd tych od upierdliwej Lindie. Poczułam na sobie czyjeś oczy, ale tym razem nie musiałam się nawet powstrzymywać od zerknięcia. Mało mnie to interesowało. Wisieli mi i powiewali. Jeżeli mają tą swoją elitę to niech mają. Ja (ku swojemu wielkiemu zdziwieniu) chciałam spotkać Lindie. Wyszłam z obrazkiem na korytarz i zaczęłam się rozglądać za prawie białą czupryną. Okazało się jednak, że źle patrzyłam bo ona stała właśnie za mną. Podskoczyłam czując czyjąś rękę na ramieniu.
-Hej- zaśmiała się.
-Właśnie cię szukałam- odparłam.
-Mnie?!- pozytywnie ją zaskoczyłam.
-Noo…tak…to dla Ciebie- wręczyłam jej obrazek.- Podobał Ci się, więc…poza tym tak się jakoś złożyło, że to twoje oko.
-O, Jezu! Dziękuję!- wykrzyknęła radośnie, po czym ucałowała wyrwaną kartkę z zeszytu.
-Spoko- uśmiechnęłam się i wróciłam do klasy. Na mojej twarzy cały czas malował się uśmiech. W dwie godziny udało mi się poznać, aż dwie osoby, wywołujące uśmiech na mojej twarzy.
Usiadłam w ławce.
Lekcje jakoś minęły. O 15 wreszcie usłyszałam wymarzony dzwonek na koniec lekcji. Pierwsza wyszłam z klasy, oczywiście bez słowa. Czy cały rok szkolny ma tak wyglądać? Zero jakiejkolwiek integracji…integracji, włącznie ze mną. Niech im będzie.
Niestety nie miałam możliwości korzystania z autobusu szkolnego, gdyż najbliższy przystanek, był położony od mojego domu 3 km. To po pierwsze, a po drugie musiałam odbierać moją młodszą siostrę z przedszkola. No a po ostatnie nie miałam własnego auta. Włączając zahaczenie o szkołę dla bachorów była to około 20 minutowa przechadzka. Autobus niewiele by mi dawał. Tak, tak okłamałam babkę z tym autobusem, no ale co? Skąd niby miałby babsztyl wiedzieć? Oczywiście przy okazji nasłuchałam się kolejnych skarg na Susie. Żadna nowość.
W domu zastałam mojego młodszego brata jedzącego naleśniki z serem.
-Hejka- powiedział pogodnie. Zawsze był optymistyczny. Aż tryskał wesołością na kilometry. Z samego wyglądu można było uznać, że jest skradzionym promykiem słońce. Złociste włosy w jakiejś typowej fryzurze opadały mu na czoło. Ciemne, miodowe oczy świeciły się zawsze jak brylanciki. Idealne ciemne brwi i parę słodkich, jasnych piegów na nosie. Dobrze zbudowany, no bo w końcu sportowiec. Typowy chłopak, za którym szaleją wszystkie dziewczyny.
-I jak było?- zapytałam.
-Super- uśmiechnęł się.-Klasa mi się fajowa trafiła. Wychowawczyni młoda i pogodna, nauczycielka wf-u. Super, nie? Zostałem zaproszony na kasting do szkolnej reprezentacji piłki nożnej. Oczywiście się wybieram.
Pokiwałam głową. Malcolm szedł teraz do 8 klasy. Te czasy...
-A u ciebie?- zapytał z wścibskim uśmieszkiem.
-Ujdzie- mruknęłam.
-Ujdzie?- posłał podejrzliwe spojrzenie.
-Mhm…
-Ujdzie w twoim słowniku oznacza coś pomiędzy: lepiej nie wnikaj, bo zabiję, a okropnie, ale się nie przyznam. Mam rację?
-Niech ci będzie- burknęłam.
-Czyli masakra?- upewnił się.
-Masakra.
-Oczywiście jak to ty przesadzasz. Zapewne z nikim nie rozmawiałaś, ani nawet nie próbowałaś, a potem obwiniasz los. Kobieto, rozumiem, że jesteś outsiderem, ale jeżeli do nich nie zagadasz, to skończysz klasę nie wiedząc jak mają na imię.
-Cenne rady
Powiedziałam i poszłam na górę do swojego pokoju. Podeszłam do szafki nocnej i spojrzałam na zdjęcia, które na niej stały. Jedno moje z Natalie, drugie z moją byłą klasą, trzecie moje w wieku 6 lat z Rogerem, moim przyjacielem z odległego dzieciństwa, kolejne moje, Malcolma i mamy, a ostatnie, najgorsze, moje z Denisem. Nie mogłam na nie patrzeć. Na te wszystkie. Na każdym była jakaś osoba, za którą tęsknie przez wszystkie noce wylewając hektolitry łez. Już sięgnęłam ręką, żeby pochować je do szuflady, ale z głębokim westchnieniem zrezygnowałam. Opadłam na łóżko, prawie zgniatając mojego kota. Pogłaskałam Smoka, bo tak miał na imię, po łebku, podrapałam za uchem i przepraszając go w myślach, lekko zepchnęłam go z łóżka.
-Sory, ale teraz ja muszę się wyspać- mruknęłam, ziewnęłam, a po jakiejś minucie zasnęłam.



--------------------------------------------------------------------
Jak widzicie krótki rozdział, następne będą trochę dłuższe, ale nie wiele, bo jeżeli mam dodawać ja jakoś w miarę systematycznie muszą być nie za długie. Zapraszam do komentowania tego rozdziału oraz dwóch poprzednich postów. Zapraszam także do obserwowania tego bloga. Krótka instrukcja, co do tego jak to zrobić. Na samym dole jest taki napis na niebieskim tle 'Obserwatorzy' trzeba na to najechać, rozwinie się i potem nacisnąć 'Dołącz się do tej witryny'. 
Jak się podoba? Zapraszam do czekania na kolejny rozdział, który pojawi się już w środku tygodnia.
Buziaki :**
Less Sill~~